REKLAMA

Dziennikarz: Boję się o życie. Śledczy przeszukali jego mieszkanie. C.d. śledztwa w sprawie śmierci Marka Pomykały

SANOK / RZESZÓW We wtorek z samego rana do mieszkania rzeszowskiego dziennikarza Henryka Nicponia wkroczyła policja i dokonała przeszukania. Zarekwirowano komputer, nośniki pamięci, dyktafon, aparat fotograficzny i telefon komórkowy. Czynności mają związek z tajemniczą śmiercią sanockiego dziennikarza Marka Pomykały.

Dorota Mękarska

Śledztwo w sprawie śmierci Pomykały, który zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach w 1997 roku, na nowo odżyło po analizie akt podjętej przez Departament Postępowania Przygotowawczego Prokuratury Krajowej. Prowadzi je krakowska prokuratura.

W dniu zaginięcia sanocki dziennikarz kontaktował się z wysoko postawionymi funkcjonariuszami policji, ówczesnym komendantem wojewódzkim policji w Krośnie i jego zastępcą. Pracował prawdopodobnie nad sprawą, którą dzisiaj wiąże się z osobą emerytowanego już funkcjonariusza policji Tadeuszem P., niegdyś zajmującego wysokie stanowiska w komendach w Lesku i Sanoku.

Nie znaleziono ciała

Ciała Marka Pomykały nie znaleziono. Przyjęto wersję o samobójstwie. Miał go dokonać skacząc z zapory solińskiej do wody, bo tam urywał się ostatni ślad po dziennikarzu – znaleziono stojący przed zaporą samochód. Sprawę umorzono.

Podjęto ją na nowo w 2014 roku, ale było to już śledztwo w sprawie zabójstwa, gdyż pojawili się świadkowie, którzy zeznali, że Marek Pomykała został zamordowany przez Tadeusza P., Niegdysiejszy milicjant, a potem policjant ponoć przyznał się konkubinie, że zamordował kolegę milicjanta i spowodował śmiertelny wypadek drogowy w 1985 roku.

Winę za wypadek wziął na siebie ojciec Tadeusza P., gdyż ten kierował pod wpływem alkoholu. Świadkiem zdarzenia na drodze był milicjant Krzysztof Pyka, który nie zamierzał na prawdę przymykać oczu. Tadeusz P., jak wynika z zeznań konkubiny, miał go utopić w Jeziorze Solińskim. To właśnie tym tropem miał pójść Marek Pomykała i dlatego zginął.

Z uwagi na brak dowodów przemawiających za tym, że sanocki dziennikarz został zabity, śledztwo wszczęte w 2014 roku, po trwającym rok postępowaniu, umorzono.

Tajemnicza książka o „bieszczadzkiej sitwie”

Do sprawy śmierci Marka wrócono pod naciskiem dziennikarzy. Dziennikarzom Telekuriera TVP3 emerytowany policjant przyznał się do spowodowania śmiertelnego wypadku w Łączkach, bo odpowiedzialność za ten czyn już się przedawniła. W programie ujawniono ponadto, że dziennikarz z Podkarpacia Henryk Nicpoń podjął się napisania książki na temat tajemnic związanych z byłym milicjantem i policjantem.

Książka ma dotyczyć nie tylko osoby samego Tadeusza P. Dziennikarz nie chce zdradzać jej treści, ale podkreśla, że nie chodzi o sprawę Marka Pomykały.

– Prowadzę dochodzenie dotyczące lat 80. – podkreśla.

Nicpoń ma bazować na informacjach przekazanych przez informatorów, których tożsamości nie chce ujawnić. Mówi tylko ogólnikowo, że są to mieszkańcy Bieszczadów. Informatorzy mieli go też przestrzec, by nie zajmował się wydarzeniami z lat późniejszych, które były konsekwencją lat 80. Nicponiowi chodzi o śmierć Marka, śmierć mieszkańca Leska i słynną strzelaninę w Sanoku, do której doszło na ulicy Cegielnianej w styczniu 2013 roku. Te wszystkie sprawy mają być jakoby ze sobą powiązane.

– Dano mi do zrozumienia, bym nie dotykał spraw powyżej 1990 roku, bo nie wiadomo, co może mi się przydarzyć, a moi informatorzy nie wezmą odpowiedzialności za moje bezpieczeństwo – zaznacza Henryk Nicpoń. I dodaje. – Miałem otrzymać dużo ciekawych informacji, ale pod warunkiem zachowania tajemnicy dziennikarskiej.

Grafika poglądowa

To „wrzutka” Tadeusza P., czy wynik dziennikarskiego śledztwa?

Jak relacjonuje dziennikarz, spokojnie pracował nad książką 4 lata, weryfikując informacje, w posiadanie których wszedł. Mają one dotyczyć ”bieszczadzkiej sitwy”, bo takiego określenia używa Henryk Nicpoń. Jednakże, gdy przystąpił do opisywania spraw leskich zaczęło robić się gorąco. Według Nicponia to nie przypadek.

– Zająłem się sprawami, którymi nikt nie zajmował się przez 30 lat i nagle dostaję po rękach – mówi.

Choć dziennikarz nie zdradza tajemnic swojej książki z jego wypowiedzi można zrozumieć, że Tadeusz P., o którym Nicpoń mówi, że był prymusem policyjnej szkoły w Szczytnie, został skierowany przez Czesława Kiszczaka w Bieszczady, by rozbić tu przestępcze struktury. Książka ma być napisana m.in. przez pryzmat jego osoby.

– W tym momencie zaczyna się dramat wielu osób – podkreśla Nicpoń, mówiąc o czasie, gdy Tadeusz P. pojawił się w Bieszczadach.

Dziennikarz ujawnia nawet informację, że P. miał być członkiem jakiejś tajnej grupy milicyjnej, której nazwa może wskazywać, że ktoś tu zdaje się grać w dziwną grę, albo są to „opowieści dziwnej treści”.

Nicpoń nie daje odpowiedzi, dlaczego zginął Krzysztof Pyka. Twierdzi też, że nic nie wie na temat śmierci Marka Pomykały. Nigdy o Marku Pomykale nie pisał i z nikim na jego temat nie rozmawiał. Podkreśla tylko, iż był pewny, że poszukiwania szczątków dziennikarza na działce należącej niegdyś do Tadeusza P., nie przyniosą rezultatu. Dywaguje, że Marek Pomykała musiał wejść w posiadanie informacji tak dla niego wstrząsającej, że próbował skontaktować się przed samą śmiercią z wysoko postawionymi funkcjonariuszami w Krośnie.

– W śledztwie przyjęto tylko jedną wersję, a przecież należy brać pod uwagę różne. Pytanie, na co trafił Pomykała? Musiał trafić na coś, czego inni nie zauważyli. Wydaje mi się, ze musiał być przerażony, jeśli dzwonił w dzień śmierci do policjantów w Krośnie. Na mojego nosa dziennikarskiego i prawnika z wykształcenia, nie była to informacja związana z panem P. – zastrzega się.

Henryk Nicpoń nie ma poczucia, że może być przez kogoś wykorzystywany i taktowany jak narzędzie do zagmatwania kryminalnych spraw.

– Gdybym chciał zrobić „wrzutkę” to napisałbym tę książkę w kilka dni, a ja zbierałem i sprawdzałem materiały przez 4 lata – podkreśla.

Twierdzi, że nie opierał się tylko na jednym źródle i weryfikował informacje zgodnie ze sztuką dziennikarską. Nie wiadomo jednak, co zawierają trzy napisane już rozdziały książki. Choć wydaje się to nieprawdopodobne, nie można też nie brać pod uwagę, że może być to forma jej promocji.

Interes wymiaru sprawiedliwości jest ważniejszy niż interes prywatny

Informację o powiązaniu Henryka Nicponia ze sprawą Marka Pomykały przekazał dziennikarzom Telekuriera TVP3 Jan Joniak, mieszkaniec gminy Solina, który był wydawcą lokalnego pisma. W wyemitowanym reportażu Joniak stwierdził, że powiedział mu o tym sam Nicpoń. Temu ostatniemu Tadeusz P. miał ujawnić nawet, gdzie dokonał zbrodni. Dlatego krakowska prokuratura wystąpiła do sądu o zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej dwóch wymienionych osób.

11 maja br. sąd w Krośnie rozpatrzył wniosek prokuratury i zwolnił Jana Joniaka i Henryka Nicponia z tajemnicy dziennikarskiej. Nicpoń złożył zażalenie na to postanowienie. 21 czerwca Sąd Apelacyjny w Rzeszowie je podtrzymał. Uznał, że interes wymiaru sprawiedliwości stoi ponad interesem prywatnym dziennikarza, przejawiającym się w chęci opublikowania książki.

– Musze się temu przeciwstawić, bo to nie jest mój interes prywatny, tylko misja – podkreśla Nicpoń.

W ostatni wtorek do rzeszowskiego mieszkania dziennikarza weszli funkcjonariusze z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Przeszukali wszystkie pomieszczenia, książki i dokumenty, skonfiskowali urządzenia, które mogą interesować prokuraturę.

– To już nie chodzi o Henryka Nicponia. – to jest uderzenie w zawód dziennikarza i tajemnicę dziennikarską – utrzymuje nasz rozmówca i zadaje retoryczne pytanie. – Który dziennikarz będzie prowadził śledztwo, jeśli będzie wiedział, że w każdej chwili prokuratura może wkroczyć?

Nicpoń: Boję się tego, co może się stać

Henryk Nicpoń ma zamiar złożyć zażalenie na działanie prokuratury. Stowarzyszenie Dziennikarzy im. Władysława Reymonta, którego jest członkiem wystosowało apel, w którym informuje, że z żalem i niepokojem przyjęło postanowienie sądu o zwolnieniu Henryka Nicponia z tajemnicy dziennikarskiej. To według stowarzyszenia podważa zaufanie do jego osoby, jak i wszystkich dziennikarzy. Ponadto zdaniem sygnatariuszy apelu zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej przed zakończeniem zbierania i weryfikacji zdobytych informacji oraz ukazaniem się publikacji może być odczytane jako sygnał dla wszystkich dziennikarzy, by nie podejmowali tematów, które z różnych powodów nie zostały wcześniej wyjaśnione.

– Usłyszałem, że kwestią prokuratury jest prowadzenie postępowania, a nie dziennikarzy – dodaje Henryk Nicpoń.

– Ale przecież to ja podjąłem się wyjaśnienia spraw, które przez 30 lat nikt nie wyjaśnił. Jestem w środku tego wszystkiego. Muszę zachować jak największą ostrożność, bo boję się tego, co może się stać. To jest sytuacja groźna dla mojego życia.

09-07-2021